Dzisiaj wylatujemy z krakowskiego lotniska na Balicach i kierujemy się na Fuerteventurę. Dokładnie tak jak rok temu. Jednak to nie ta wyspa jest naszym celem ostatecznym. Ma być jednodniowym przystankiem przed dalszą podróżą po archipelagu Wysp Kanaryjskich. Tym razem wybieramy się na Lanzarote.


Spis treści
Dzień 1. Lądujemy na Fuerteventurze
W godzinach popołudniowych lądujemy na lotnisku na Fuerteventurze. Wypożyczamy samochód. Tym razem korzystamy z innej wypożyczalni – Top Car. Odbieramy nasz samochód MG i ruszamy do Puerto Lajas. Meldujemy się tutaj na jedną noc. Późnym popołudniem odwiedzamy jeszcze tutejsza plażę. Wieje, więc zakładamy to co akurat mamy pod ręką. Przed nami 2 tygodnie na archipelagu Wysp Kanaryjskich. No to w drogę!

Dzień 2. Arietta – cudownie urokliwe miasteczko
Dzisiaj z samego rana jedziemy do portu, skąd mamy wyruszyć na Lanzarote. Bilety kupujemy wcześniej przez internet – na tej stronie.
Port na wyspie nie jest wielki. Samo przepłynięcie promem z wyspy na wyspę zajmuje około 25 minut. Dla Marysi to zdecydowanie za krótko. Jest zafascynowana widokiem na bezkres oceanu i nie za bardzo chce opuścić prom. Po wpłynięciu do portu, udajemy się na północ wyspy. Do miejscowości Arietta.



Arietta to niesamowicie przyjemna, kameralna wioska rybacka. Znajdujemy w niej komfortowy apartament, z którego mamy blisko do tutejszej plaży. Niemniej jednak to nie jedyny powód dla którego wybraliśmy właśnie Ariettę. Przede wszystkim uznałam, że będzie dobrą bazą wypadową do zwiedzania północy wyspy. I nie myliłam się.

Po szybkim zameldowaniu się i pozostawieniu bagaży, udajemy się do niedaleko położonego miasteczka Haria. Niespiesznie spacerujemy tutejszymi uliczkami, które określane są mianem „doliny tysiąca palm”. Uznaje się je za jedno z najbardziej zielonych miast na wyspie.

Przy głównym placu znaleźć można kościół Nuestra Senora de la Encarnacion oraz tradycyjne domy. Harię podobno najbardziej warto odwiedzić w soboty – to właśnie wtedy odbywa się tutaj targ rękodzieła. W godzinach od 10 do 14.00. My taki zamiar miałyśmy. W sobotę odbywała się tutaj również impreza z muzyką na żywo, w połączeniu z dniem targowym. Nie było przez to szans na znalezienie miejsca do zatrzymania się na pobliskim parkingu. Pozostałe miejsca parkingowe były dosyć oddalone, a zmęczona Marysia nie wróżyła nam udanych zakupów. Odpuściłyśmy. Myślę jednak, że warto zaplanować tam zakupy.



Popołudniową porą chcemy zrobić zakupy, jakież jest jednak nasze zdziwienie gdy orientujemy się, że tutaj na północy nie ma żadnych dyskontów i większych sklepów. Do największych z nich należy SuperDino, który znajduje się 20 minut jazdy samochodem w jedną stronę. Przez tych kilka dni robimy zatem zakupy w małych sklepikach, z których smakujemy lokalne produkty. Jeżeli wybieracie się na północ wyspy, jadąc z portu w Lanzarote, polecam zatrzymać się i zrobić zakupy w jednym ze sklepów Lidla. Znaleźć w nim można znacznie większy wybór produktów, no i oczywiście niższe ceny. Małe sklepiki, z których korzystałyśmy mają z oczywistych przyczyn ograniczony asortyment, a w przypadku wegetarian ten wybór jest jeszcze mniejszy.
Dzień 3. Czas na plażowanie
Miejska plaża w Arrecife
Dzisiaj rano wybieramy się do miasteczka Arrecife. Naszym celem jest Playa Reducto. Jest to plaża położona w zasadzie w centrum miasta, niemniej jednak nie ujmuje to w żaden sposób temu miejscu. Jest piątek rano, godziny dopołudniowe. Plaża, dzięki temu, że jest długa, pozwala na odpoczynek bez tłumów. Marysia szaleje na piasku, a my obserwujemy tutejsze dzieciaki, które korzystają z uroków nadmorskiego klimatu. Nie wiem czy to coś na kształt kolonii czy po prostu zajęcia wf-u. Widzę wielokulturowe środowisko uśmiechniętych dzieci, które w warunkach plażowych czują się jak ryby w wodzie.





Pięknie położona Playa Caleton Blanco
Po południu wybieramy się na samą północ wyspy – do miejscowości Orzola. Droga w kierunku tego małego miasteczka jest bajeczna. Chcemy dostać się na Playa Caleton Blanco. Jednak GPS prowadzi nas za daleko i tym sposobem wjeżdżamy do sennego miasteczka Orzola. Jest to typowa rybacka wioska, z białymi domami na tle oceanu. Jest tutaj niezwykle spokojnie i klimatycznie. Wracamy w kierunku plaży, która jak się okazuje, jest niezwykłym miejscem nie tylko do kąpieli, ale przede wszystkim do podziwiania tutejszych widoków. Płytkie laguny usiane są czarnymi pozostałościami lawy. Jasny, miękki piasek wspaniale kontrastuje z czarnymi skałami i błękitem oceanu. Marysia bawi się w bezpiecznej, płytkiej wodzie, a ja w tym czasie zachwycam się tym co mnie otacza. Oj, Lanzarote, czuję, że zaskoczysz mnie jeszcze nie raz.




Punta Mujeres i Casa Carmelina
W drodze powrotnej odwiedzamy Punta Mujeres. To małe miasteczko słynie przede wszystkim z basenów naturalnych oraz z ciekawie ozdobionego domu Casa Carmelina. Włóczymy się niespiesznie po miasteczku, chcemy zajrzeć do tutejszego kościoła, jednak okazuje się, że jest już zamknięty. Tuż obok niego znajduje się jednak restauracja wraz z placem zabaw, na którym chętnie bawi się Marysia.




Dzień 4. Ogród kaktusów i niesamowita plaża Famara
Naszym dzisiejszym celem jest ogród Kaktusów, który znajduje się w miejscowości Gutaiza. Dojeżdżamy na miejsce pół godziny przed otwarciem, więc mamy chwilę na to by zrobić sobie spacer w okolicy. Lanzarote zachwyca swoimi widokami, które są totalnie inne od tych, które możemy zobaczyć na Fuerteventurze czy Teneryfie. I to właśnie dla tych widoków warto tutaj przyjechać.






Jardin de Cactus to miejsce, które zostało zaprojektowane przez Cesara Manrique. Postać, która już zawsze będzie kojarzona z wyspą Lanzarote. Wracając jednak do kaktusów, które możemy podziwiać w tym miejscu to tworzą one ogromny ogród botaniczny, w którym znajdują się również inne sukulenty z całego świata. Rośliny są różnorodne – od malutkich, po naprawdę wielkie okazy. Oprócz spokojnego spaceru, warto wdrapać się na szczyt, na którym znajduje się młyn. Służył on dawniej do wytwarzania gofio – mąki kanaryjskiej, która jest ważnym składnikiem kuchni Kanaryjczyków. Rozpościerają się stamtąd wspaniałe widoki na okolicę. Do wiatraku można również wejść. W ogrodzie znaleźć można restaurację z tarasem zewnętrznym, z którego można podziwiać ogród w całości, jak również malutki sklepik z pamiątkami.




Po takim poranku wracamy do miasteczka i odwiedzamy Playa de La Garita. Arietta to kameralne, spokojne miasteczko, w którym można poczuć się naprawdę przytulnie. Kiedy zaczyna się codzienna, popołudniowa drzemka Marysi, otwieram wtedy balkon apartamentu, by wprost z łóżka, patrząc na palmy, słuchać tańczących na niebie mew.
Famara – plaża, która po prostu zachwyca
Dzisiaj przed nami jeszcze jedno wspaniałe miejsce. Wybieramy się na plażę Famara. Miejsce położone jest w Parku Archipelagu Chinijo. Sam dojazd tutaj jest początkiem wizualnej przygody. Piękne widoki, które powolutku odsłaniają ten 5-cio kilometrowy odcinek raju robi na mnie niesamowite wrażenie. Plaża usytuowana jest pomiędzy miasteczkiem Caleta de Famara a wspaniałą, malowniczo położoną skałą Famara. Docieramy na miejsce, i nie wiemy, czy przyglądać się niesamowitemu pejzażowi za naszymi plecami czy oddać się czarującemu widokowi na wzburzony ocean. Plaża Famara to raj dla surferów. Fale są tu naprawdę ogromne. Uwielbiam takie miejsca, gdzie natura przedstawia swój wspaniały spektakl. Udaje nam się tutaj trafić podczas odpływu, dzięki temu na piasku tworzy się prawdziwe lustro dla błękitnego nieba. Jest to miejsce, które po prostu trzeba odwiedzić będąc na tej wyspie.



Dzień 5. Ciekawe muzeum i miasteczko El Golfo
Odwiedzamy muzeum Cesara Manrique
Dzisiaj w planie jest muzeum, a w zasadzie Fundacja imienia Cesara Manrique, którą określa się dom usytuowany w niewielkiej miejscowości Tahiche. Zacznijmy od przedstawienia nazwiska najbardziej rozpoznawalnej osoby na wyspie. Cesar Manrique to hiszpański artysta oraz architekt, który zaprojektował niepowtarzalny wygląd wyspy. Wizja stworzenia Lanzarote oparta była przede wszystkim na połączeniu wspaniałej natury z architekturą. Najważniejsze założenia artysty to przede wszystkim niska zabudowa, brak szpecących billboardów reklamowych oraz odpowiednio zaprojektowany ład przestrzenny. Manrique był pomysłodawcą tak zwanych Wind Toys, czyli rzeźb, które poruszają się, gdy wieje wiatr. Ten kto zawita na Lanzarote bardzo szybko przekona się, że wizja artysty sprawdziła się doskonale. Jest to wyjątkowa wyspa, nie ma tutaj masowej turystyki. Mnie podoba się tutaj bardzo! To zdecydowanie moje klimaty.





Fundacion Cesar Manrique to nic innego jak dom, w którym mieszkał artysta aż do swojej śmierci. Co ciekawe, dom został zbudowany na pięciu pęcherzach wulkanicznych, czyli otwartych grotach, które charakteryzowały się innym kolorem lawy. Powstały one na skutek wybuchu wulkanu. Zwiedzanie tego miejsca uważam za obowiązkowy punkt na Lanzarote. Prywatna galeria artysty wystawiona w poszczególnych pomieszczeniach pozwala na jeszcze lepsze poznanie warsztatu tego niesamowitego wizjonera. Podziwiamy widoki z posiadłości, w tym te z wnętrza domu. Szczególną uwagę przykuwają panoramiczne okna.



Po drodze zatrzymujemy się w jednej z tutejszych piekarni, w której znaleźć można coś na słono i słodko, a do tego pyszną kawę. Levain w Tachiche to prawdziwa hiszpańska miejscówka, w której życie toczy się jak w hiszpańskim serialu. Wcale nie żartuję. Stoję w kolejce, w której kupujący stoją daleko poza drzwiami kawiarni. Co chwila słyszę hiszpańskie przekrzykiwania, składane zamówienia. Gwarne rozmowy tych, którym udało się już usiąść. Jest pysznie i autentycznie. Warto tutaj zajrzeć. Marysia długo wspominała tutejszą cytrynową babkę, która bardzo przypadła jej do gustu.
Nasz kanaryjski dom w El Golfo
Czas ruszać dalej. Po tym miłym dla oka i smacznym poranku jedziemy na południe wyspy. To właśnie tam, w miejscowości El Golfo zarezerwowałyśmy hiszpański dom. Ruszamy przed siebie!
Docieramy na miejsce, meldujemy się domu i udajemy się na szybkie zapoznanie z El Golfo. Baza restauracyjna jak na taką małą miejscowość jest naprawdę całkiem spora. Gorzej ze sklepem spożywczym, który zamykany jest dosyć wcześnie. Do El Golfo dociera mnóstwo turystów, ponieważ znajduje się tutaj jedna ze znanych atrakcji na wyspie, jaką jest Charco de los Clicos. Turyści zjeżdżają się w godzinach porannych i popołudniowych – wtedy oglądanie „zielonego jeziora” nie ma najmniejszego sensu, tak jak i samej miejscowości, gdyż traci ona swój niepowtarzalny klimat. Jeżeli chcecie poczuć autentyczność tego miejsca to zaplanujcie wizytę na bardzo wczesny poranek lub wieczór.




Dzień 6. Muezum Etnograficzne
Poznajemy życie dawnych mieszkańców wysp
Dzisiejszego poranka udajemy się do Muzeum Etnograficznego Tanit w miejscowości San Bartolome. Docieramy tutaj około godziny 10.30 i ku naszemu zdziwieniu możemy podziwiać to miejsce bez tłumów. Muzeum mieści się w jednym z najstarszych budynków na wyspie, który pochodzi z XVIII wieku. Była to jedna z pierwszych winiarni na Lanzarote. Liczba eksponatów w muzeum przyprawia o zawrót głowy. Jest tego naprawdę sporo. Trzeba przyznać, że można tutaj cofnąć się w czasie i wyobrazić sobie jak dawniej żyli mieszkańcy wyspy. Nie tylko my jesteśmy zauroczone tym miejscem. Gdy Marysia odnajduje pokój z akcesoriami dla dzieci – spędzamy tam dobre pół godziny, a następnie wracamy tam dwukrotnie. Muzeum oprócz wspaniałych wnętrz, oferuje również wiele miejsc i eksponatów na zewnątrz.







W San Bartolome można zatrzymać się na dłuższą chwilę, gdyż nie tylko muzeum warte jest odwiedzenia. Muszę przyznać, że jest to jedno z najbardziej uroczych miasteczek, które odwiedziłyśmy. Warto skierować się ku Plaza Leon Castillo, przy której znajduje się wspaniały budynek teatru, do którego udaje nam się na chwilę wejść oraz kościół z XVI wieku. Warto przeznaczyć czas na spokojny spacer tutejszymi uliczkami.



Po popołudniowej drzemce Marysi, udajemy się do Playa de Montana Bermeja, która znajduje się w niedalekiej odległości od naszego domu w El Golfo. To wyjątkowe miejsce. Jest tutaj pięknie, ale również niebezpiecznie. Z pewnością nie jest to miejsce na spokojne kąpiele z dzieckiem. Fale silnie uderzają o brzeg. Jesteśmy tutaj tuż przed zachodem słońca. Muszę przyznać, że zachód na tej plaży, z widokiem na szczyt czerwonego wulkanu robi wrażenie. Wyjątkowości temu miejscu dodaje jeszcze jezioro, które przybiera różnorodny odcień w zależności od pogody i światła. Jeżeli planujecie wyjątkowy zachód słońca to warto przyjechać właśnie tutaj.




Dzień 7. Muzeum Lagomar
„Rezydencja jak z baśni z 1001 nocy”
Dzisiaj udajemy się do Muzeum Lagomar. Jest to jedno z chętniej odwiedzanych miejsc na Lanzarote. Ten wspaniały obiekt został zaprojektowany przez Cesara Manrique. Dom należał do egipskiego aktora – Omara Sharifa. Plotki głoszą, że aktor przegrał dom w karty. Jedno jest pewne. To wyjątkowa posiadłość, którą warto zobaczyć. Warto zaplanować sobie ponadto czas nie tylko na spokojne zwiedzanie, ale także na posiłek lub kawę w tutejszej restauracji, która znajduje się wewnątrz posiadłości. Dom został wkomponowany w naturalne jaskinie i skały i robi wrażenie zarówno wtedy, kiedy zwiedza się go wewnątrz, jak i podziwia z zewnątrz.






El Golfo
Wracamy do El Golfo na popołudniową drzemkę Marysi. Dzisiaj w planie mamy powłóczyć się po tym małym urokliwym miasteczku. Bielone domy, kontrastujące z ciemnym piaskiem i kamyczkami to widok, który zapada w pamięć. Całości dopełniają stożki majestatycznych wulkanów. Wjeżdżając do miasteczka warto udać się na sam jego koniec, gdzie kończy się droga samochodowa. Parking znajdziecie tutaj. Zostawcie samochód i udajcie się na teren spacerowy wzdłuż oceanu. Teren nie jest może najłatwiejszy, więc niekoniecznie nadaje się dla osób starszych czy dzieci – z uwagi na nierówności i wystające kamienie, które mogą być niebezpieczne. Chcąc zdecydować się na dłuższy spacer warto zabrać pełniejsze buty. Można również wdrapać się na sam początek ścieżki, by zobaczyć stąd przepiękny zachód słońca oraz widok na miasteczko.





Kiedy słońce zachodzi, my udajemy się na wieczorową paellę – jest przepyszna.
Dzień 8. La Geria i Yaiza
Szlak winny z niesamowitym krajobrazem
Od samego rana podziwiamy przepiękne widoki na tutejsze winnice, które rozsiane się w dolinie La Geria. Słowo „geria” określane jest jako otwór w ziemi o stożkowatym kształcie, w którym rośnie winorośl na głębokości kilku metrów. Na krawędzi stożka ustawione są kamienie w formie półksiężyca, których zadaniem jest chronienie rośliny przed wiatrem. Wino z Lanzarote słynie ze swojego niepowtarzalnego smaku i aromatu, zawdzięcza to nie tylko nietypowemu miejscu uprawy, ale również ręcznemu wyrobowi wina.


Jadąc przez dolinę nie sposób oderwać oczu od tego niesamowitego krajobrazu. Ciężko się również zdecydować, w której winiarni się zatrzymać – jeżeli czas nie goni, można sprawdzić wiele z nich. My nie miałyśmy niestety na to czasu, więc zdecydowałyśmy się na winnicę La Geria. Oprócz niesamowitych widoków, można zdecydować się na degustację wina i oczywiście zakupy. Oprócz wina można tutaj znaleźć inne ciekawe produkty. Tuż obok winnicy znajduje się również sklep z pamiątkami, który jest bogato wyposażony.




Najpiękniejsze miasteczko Lanzarote – czy na pewno?
Zaopatrzone w wino jedziemy dalej. Udajemy się do miasteczka Yaiza, które zostało uznane za najpiękniejsze miasteczko na wyspie – zaraz po Tequise. Wszystko za sprawą niesamowitej czystości i staranności jeżeli chodzi o wygląd tradycyjnych domów, które są kontrastem dla wulkanicznej ziemi i całego krajobrazu. Wizytę w miasteczku zaczynamy od małego kościoła z XVII wieku – Nuestra Senora de los Remedios. Przechodząc się uliczkami miasteczka natrafiamy na mały Bar Stop, w którym prawie wszystkie stoliki są zajęte. Widzimy miejscowych i turystów. Z ciekawości zatrzymujemy się na posiłek. Jedzenie nie jest może najwyższych kulinarnych lotów, ale jest świeże i smaczne. To lokalny bar o 100-letniej historii. Siedząc w środku, czuć kanaryjski klimat. Warto tutaj zajrzeć. Na głównym placu w miasteczku trwają przygotowania do świat Bożego Narodzenia. Czy jest to drugie w kolejności najładniejsze miasteczko na wyspie? Mocno polemizowałabym z tym stwierdzeniem. Widziałam ładniejsze, więc się pod tym nie podpisuję.




Wracamy do naszego domu w El Golfo, dzisiaj czeka nas pakowanie bagaży, jutro z samego rana wyruszamy promem na Fuerteventurę.